Robert Kubica nie pojedzie w USA

- Czuję się w 100 proc. zdrowy - mówił w czwartek rano polski kierowca BMW Sauber. Lekarze jednak nie dopuścili go do startu w Indianapolis. Obawiali się, że ewentualny kolejny wypadek może mieć znacznie poważniejsze skutki.

Kubica bardzo liczył na start w Indianapolis. Już w ubiegłą niedzielę, kilka godzin po wypadku, niecierpliwie wypytywał lekarzy: - Czy będę mógł pojechać w USA? W szpitalu w Montrealu 22-letni Polak spędził niecałą dobę - szczegółowe badania wykazały, że ma tylko skręconą kostkę, więc szybko został wypisany. Kubica wsiadł za kierownicę podstawionego bmw, a kilkadziesiąt godzin później wylądował w USA. - Chcę ścigać się w Indianapolis, bo to będzie najlepszy sposób, żeby wrócić do normalnego życia - mówił we wtorek rano.

Procedury Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) są jednak restrykcyjne. Tak jak każdy bolid przechodzi skomplikowane crash-testy, podczas których musi wytrzymać ogromne obciążenia, tak kierowca, który uczestniczył w poważnym wypadku, musi zostać gruntownie przebadany. Kubica przeszedł w czwartek po południu specjalny test sprawnościowy, badanie psychomotoryczne i wywiad medyczny pod okiem specjalistów FIA.

Kilka minut przed godz. 16 czasu miejscowego, główny lekarz Formuły 1 Gary Hartstein ogłosił, że nie zgadza się na start Kubicy. Brytyjski serwis ITV i francuska agencja AFP podały, że Kubica testy przeszedł pomyślnie, ale Hartstein stwierdził, że ryzyko kolejnej kraksy w Indianapolis jest duże, a skutki drugiego wypadku w ciągu tygodnia byłyby dla Polaka o wiele poważniejsze. Z kolei Polska Agencja Prasowa i TVN 24 twierdziły, że Kubica sprawdzianów nie zaliczył - miał zbyt słabe wyniki komputerowej próby sprawdzającej czas reakcji, logicznego myślenia, a także koordynację ruchową. Badania trwały około półtorej godziny.

Smutek Kubicy, radość Vettela

- Jestem zawiedziony, bo czuję się bardzo dobrze - podsumował Kubica, który centrum medyczne na torze w Indianapolis opuszczał z zagryzionymi wargami, jakby miał się rozpłakać. - Nie będę polemizował jednak z decyzją FIA - dodał potem Polak.

W piątkowych treningach Kubicę zastąpi 19-letni Sebastian Vettel. Niemiec, który od sierpnia 2006 roku był rezerwowym kierowcą BMW Sauber, w niedzielę zadebiutuje w wyścigu Formuły 1.

Co z Kubicą? Na razie wiadomo tylko tyle, że Polak kolejne testy medyczne przejdzie we Francji - Grand Prix na torze Magny-Cours odbędzie się 1 lipca.

"Jeśli chciałbym żyć bezpiecznie, zostałbym w domu"

Kubica, który w minioną niedzielę w Montrealu wypadł z trasy i uderzył w betonową ścianę, jadąc z prędkością ok. 250 km/godz., w środę w wywiadzie dla niemieckiego "Bilda" po raz pierwszy mówił o szczegółach kraksy. - Nie ma racjonalnego wytłumaczenia faktu, że nie złamałem nawet palca - odpowiadał dziennikarzowi Kubica, znacząco spoglądając w niebo. - Zawdzięczam to komuś z góry. Połamać się można przecież, wchodząc po schodach. Ale my w Polsce mówimy: "co cię nie zabije, to wzmocni". Jeśli chciałbym żyć bezpiecznie, to zostałbym w domu, ale wtedy nie byłbym kierowcą wyścigowym - tłumaczył "Bildowi" Kubica.

- Jestem szczęśliwy, że wyszedłem z tego w jednym kawałku. Jeśli wydarzyłoby się to dziesięć lat temu, tobyśmy teraz nie rozmawiali. Dziękuję ludziom z FIA, którzy zajmują się bezpieczeństwem - dodał Polak. Dlaczego wypadł z trasy? - Myślałem, że Jarno [Trulli, jechał przed Polakiem] będzie się trzymał swojego toru, chciałem wyprzedzić go z prawej, ale tor skręcał w lewo. Nagle się dotknęliśmy. Przednie skrzydło mojego bolidu znalazło się pod kołami i straciłem kontrolę - mówił Kubica. Trulli relacjonował wcześniej, że chciał przepuścić Polaka z lewej strony, ale ten nagle zawadził o prawe koło jego bolidu. - Nie winię nikogo, bo wiem, jakie jest ryzyko w sportach motorowych - stwierdził Kubica, który dodał, że zaraz po uderzeniu w ścianę stracił na chwilę przytomność. Nie pamięta nic poza tym, że puścił kierownicę i skrzyżował ręce na piersi. Wypadek oglądał tylko na zdjęciach.

56 ofiar Indianapolis

Kubica spędził w szpitalu niecałą dobę. Lekarze stwierdzili tylko zwichnięcie kostki. - Nie jest w pełni wyleczona, ale to mi nie przeszkadza. Czasem większy ból odczuwa się po długim dniu testów - bagatelizował Polak. - Najważniejsze, że z moją głową jest wszystko w porządku. Nie czuję bólu, umysł mam jasny, mogę się koncentrować.

Lekarze orzekli inaczej. Mieli przesłanki - w niemal stuletniej historii toru w Indianapolis zginęło tam podczas wszystkich wyścigów aż 56 kierowców. Najwięcej spośród wszystkich wyścigowych obiektów świata. Szczególnie groźna jest na torze w Indianapolis ściana przy ostatnim zakręcie przed metą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.